Co więcej, „instynkty społeczne” wyższych zwierząt, na której tę ostatnią opieramy (np. zdumiewające poczucie obowiązku u mrówek itp.) w tym najlepszym znaczeniu są po prostu chrześcijańskie.
Ten pogląd, przedstawiający niezaprzeczenie bardzo zajmujące punkty widzenia, nie jest jednak pozbawiony pewnych głęboko sięgających sprzeczności. Haeckel twierdzi, że równość jednostek, której żąda społeczna demokracja, jest niemożliwą. Podczas gdy inni przeciwnicy utrzymują, że społeczni demokraci uznają równość ludzi, on mówi, że oni dążą i domagają się dla wszystkich obywateli państwa równych praw i obowiązków, równych bogactw i rozkoszy. Jedno i drugie jest jednak bezpodstawną pomyłką.
Domagać się równych praw i obowiązków w znaczeniu społecznym, nie jest wyłączną właściwością społecznej demokracji, są to dążenia i idee, które społeczeństwo mieszczańskie samo w swym łonie wytwarzało, począwszy od końca średnich wieków choć ich konsekwentnie nie przeprowadziło w praktyce państwowego i ekonomicznego życia. Równych bogactw i równych rozkoszy natomiast nikt nigdy z pomiędzy społecznych demokratów nie domagał się, gdyby zaś ktokolwiek miał takie żądanie stawiać, to można by nad nim tylko z politowaniem głową kiwać.
Jest to prostą niedorzeczność.